ONI WYGRALI Z PALENIEM

Rzucenie palenia jest trudne, ale możliwe. Zachęcamy do przeczytania historii studentów i pracowników WUM, którzy wygrali z tym nałogiem.


  historia Kasi, pracownika administracyjnego WUM - ponad 16 lat uzależnienia

                   "Nie ma się czym szczycić. Zaczęłam palić w wieku lat 15. Początkowo był to jeden, dwa papierosy dziennie – przeważnie w towarzystwie koleżanek ze szkoły. W wieku lat 19 byłam już "zatwardziałym palaczem”, czyli paliłam 2 do 3 paczek dziennie. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę fakt, iż były to czasy, gdzie nie było dużo papierosów "lekkich". Mój nałóg był tak rozwinięty, że praktycznie wszystkie czynności wykonywałam z zapalonym papierosem. Bez względu na to, czy były to prace porządkowe, czy też spacer. Nie grała roli ani pora dnia ani nocy: jak tylko się przebudzałam, to od razu zapalałam papierosa. Kładąc się spać również paliłam. W sumie uzależniona byłam ponad lat 16. Aż przyszedł taki moment, że razem z mężem postanowiliśmy rzucić palenie wspólnie, jednego dnia. Miały na to wpływ zarówno względy ekonomiczne, jak i zdrowotne. Nie ukrywam, że było łatwiej, bo rzucaliśmy we dwoje i jedno drugie wspierało, a jednocześnie mobilizowało w rzucaniu, choć ogólnie było to wyjątkowo ciężkie doświadczenie. Nałóg dawał bardzo o sobie znać. Samo rzucenie było bardzo trudne: stałam się drażliwa, czepliwa i nie mogłam się na niczym skupić. Denerwował mnie każdy człowiek, od którego było czuć zapach papierosów. Nawet moja córka w pewnym momencie powiedziała do mnie: ,,mamo zacznij palić, bo już z tobą nie wytrzymam”. I to był dla mnie sygnał, że trzeba mocniej się za siebie wziąć. Postanowiłam zwracać większą uwagę na domowników.
Potem przyszedł czas na zachwycanie się - powróciły zapachy! Wszystko miało świeży zapach, w domu po remoncie już nie było czuć dymu, ściany i firanki nie były pożółkłe.
Teraz, z perspektywy czasu, wiem, że to nic dobrego i każdy palący rujnuje swoje zdrowie."


historia Piotra, pracownika szpitala klinicznego WUM - prawie 18 lat uzależnienia

                "Kiedy zacząłem palić? To było w pierwszej klasie gimnazjum, na obozie. Dwóch kolegów - palaczy i ja chłopak, u którego nikt w rodzinie nie palił (i do dziś nikt nie pali), schowani pod schodami do budynku. "Zafascynowany" paleniem papierosów (jeżeli można to nazwać fascynacją, choć tak mi się wtedy wydawało) postanowiłem spróbować. Odpaliłem papierosa i nawet nie potrafiłem się zaciągnąć. Pomyślałem „to nie dla mnie”, ale jeden z kolegów mówi: wciągnij dym i powiedz "mama idzie". Tak zrobiłem. Myślałem, że się uduszę i trzeba będzie mnie wieść na pogotowie, lecz za chwilę mi przeszło, spróbowałem zaciągnąć się już normalnie i „sukces” - jakbym palił od wieków. Miałem 13 lat, nie myślałem o skutkach ubocznych. Potem przez całe gimnazjum udawało mi się ukryć przed nauczycielami i nie zostać przyłapanym, podobnie w liceum. Papierosy udawało mi się kupić wszędzie: na stacji benzynowej, w kiosku, sklepie - sprzedawali bez żadnych problemów. Paliłem tylko będąc w szkole, nigdy w domu. Żaden z domowników nie dotykał papierosów, więc wiedziałem, że nie uda mi się ukryć tego zapachu. Na studia i w pracy mogłem palić do woli i nikt mnie nie ganiał - paliłem pod szkołą, pod pracą, po drodze, w klubie, pubie, ale nigdy w domu – to chyba kwestia przyzwyczajenia, choć 4 lata temu urodził mi się syn i nie wyobrażałem sobie, aby palić przy dziecku. Pół roku temu postanowiłem się wziąć za siebie - zrzucić wagę, przestać pic colę i przede wszystkim - rzucić palenie. Zacząłem ćwiczyć, przerzuciłem się na wodę, ale z paleniem nie szło mi lekko - nadal czułem potrzebę, aby sięgnąć po papierosa…i po niego sięgałem. Z perspektywy czasu sądzę, że chęć zapalenia była powodowana przede wszystkim stresem w pracy. Paląc czułem ulgę, miałem chwilę wytchnienia oraz wrażenie, że problemy „ulatują” razem z dymem. Sądziłem, że mogę pozostać palaczem, a jednocześnie uda mi się być zdrowym, uprawiając sport i dobrze się odżywiając. Nic bardziej mylnego - po dwóch, trzech treningach musiałem coś zrobić z nałogiem, bo zbyt szybko się męczyłem, nie byłem w stanie wykonać wielu prostych ćwiczeń, brakowało mi tchu. Jedynym rozwiązaniem było po prostu RZUCIĆ PALENIE! Pierwsze dni były ciężkie - chciałem zapalić, więc musiałem naleźć sobie zajęcie, by nie myśleć o papierosach. Było ciężko, ale zaparłem się i jakoś poszło.
Mija już 6 miesięcy odkąd nie palę i wcale mnie do nałogu nie ciągnie - czuje się lepiej i zdrowiej, nie boli mnie głowa, nie śmierdzę ja i moje ubrania. Dziś wiem, że to była dobra decyzja i ten niemały wysiłek naprawdę się opłacił! Mam nadzieję, że nigdy już nie wrócę do tego bezsensownego nałogu. Bezsensownego, bo tak naprawdę tylko chwilę po wypaleniu papierosa czułem się lepiej, potem wszystko wracało, aż do następnej „fajki”. To błędne koło.
Życzę Wam i Pani starszej (mieszkającej nade mną, która co godzinę potrzebuje zapalić na balkonie i zmusza nas do zamykania okien, żebyśmy nie wdychali dymu z jej jakże smacznego papierosa ;)) powodzenia w rzucaniu - naprawdę warto! W portfelu zostaje sporo pieniędzy, ale najważniejsze jest zdrowie, które odzyskujecie, a którego nie zwróci Wam żaden z producentów papierosów. A tym bardziej nie zapłaci Wam za leczenie…"

  historia Pauliny, studentki z Wydziału Nauki o Zdrowiu - ponad 10 lat uzależnienia

                    "Moja historia z paleniem zaczyna się jakoś w wieku 12 lat, kiedy zaciekawiona, co ciągnie moich rodziców do tego nałogu, pierwszy raz spróbowałam pozostawionego niedopałka. Oczywiście w ogóle mi nie zasmakował i nie mogłam zrozumieć po co oni „to” robią. Ale już od 15 roku życia fajki zaczęły być stale obecne w moi życiu, tak jak w życiu moich kolegów i koleżanek. Początkowo paliłam tylko okazjonalnie, najczęściej tzw. „cudzesy”. Z czasem kupowałam już swoją paczkę, przez co naturalnie paliłam więcej. Od początku powtarzałam wszystkim, że nie jestem uzależniona i kiedy tylko zechcę, to rzucę papierosy na zawsze. Wydawało mi się, że robię to dlatego, bo po prostu lubię. Kiedy dostałam się na studia medyczne poczułam, że to najwyższy czas, aby rozstać się z tą przyjemnością - w końcu miałam promować zdrowie. Oczywiście stało się tak, jak myślałam: udało mi się przestać palić regularnie, niestety tylko na pół roku. Nadmiar obowiązków oraz stres z jakim musiałam się zmierzyć na pierwszym roku studiów, podczas praktyk, sprawił, że zaczęłam znowu palić. I tak przez kolejne 4 lata nałóg ten towarzyszył mi podczas nauki – dla rozładowania stresu i wszystkich ważnych chwilach w życiu – dla przyjemności. W międzyczasie popularne stały się e-papierosy, ale dla mnie były one totalnie bez sensu: uważałam, że skoro chcę palić, to po co udawać, że „zdrowsze” jest to, co z samego przeznaczenia nie może być zdrowe… Jednak półtora roku temu moja przyjaciółka skutecznie namówiła mnie na rzucenie zwykłych papierosów i zakup elektryka. Postanowiłam sobie, że nie będę palić go wszędzie, tylko potraktuję go, jak normalnego papierosa, którego przecież nie można odpalić od tak, w każdym momencie i w każdym czasie. Oczywiście, że kusiło mnie palenie w budynkach i miejscach publicznych, ale trzymałam się swoich postanowień. Dodatkowo pomyślałam, że może warto już na stałe zrezygnować z nałogu, więc starałam się stopniowo zejść z zawartości wdychanej nikotyny. Takie uwalnianie się trwało pół roku, po czym odstawiłam elektryka zupełnie. Nie było to dla mnie szczególnie traumatyczne, ani bolesne. Teraz mija mi rok bez nałogu oraz półtora roku bez smrodu, bez zanieczyszczonej skóry i dodatkowo z pełnym portfelem!"

opowieść Karola, doktoranta z I Wydziału Lekarskiego - 12 lat uzależnienia

                "Zacząłem palić w wieku 16 lat. Z perspektywy czasu, mogę przyznać jasno, że kierowała mną chęć zaimponowania innym. Nie chciałem wypaść z towarzystwa, nie chciałem, żeby inni pomyśleli sobie: „jest cieniasem bo nie zapalił”. Jak to w liceum. Zapaliłem pierwszy, drugi, trzeci raz i już samo poszło… Wszystko tłumaczyłem sobie tym, że przecież w każdej chwili mogę przestać palić, ale wciąż na każdą propozycję zapalenia papierosa odpowiadałem twierdząco. W taki sposób przepaliłem 11 lat swojego życia. W najgorszym momencie paliłem paczkę dziennie. Śmieszne, że pieniądze na papierosy zawsze się znajdowały. Mogłem odmawiać sobie innych rzeczy, kosztem papierosów. Nie chcę nawet myśleć, ile pieniędzy przepaliłem w swoim życiu. 

Podejmowałem wiele prób rzucenia palenia – większość bezskutecznie. Już po kilku dniach wszystko mnie denerwowało, nie mogłem wytrzymać sam ze sobą. I znowu wracałem do papierosów. To nie było proste. Próbowałem tabletek, plastrów, gumy do żucia.. efekt był krótkotrwały. Nie mogłem rzucić skutecznie, będąc praktycznie cały czas w towarzystwie osób palących. Czasami trzeba się bronić przed samym sobą. Po wielu rozmowach ze swoim przyjacielem, stwierdziliśmy, że rzucamy razem. Przez pierwsze dni nie było niczego bardziej motywującego, niż słowa znajomego „nie możesz zapalić, przecież rzucamy razem! W takim razie ja też zapalę”. Nie palę już 10 miesięcy. Poprawiła mi się kondycja, czuję się lepiej, nie śmierdzę papierosami. Jedyne czego żałuje to to, że 13 lat temu zapaliłem pierwszego papierosa.

Według mnie, najważniejsza w  rzuceniu palenia jest motywacja, bez niej nigdy się nie uda. Tabletki, plastry i inne wynalazki są tylko pomocą."

 

  historia Marty, pracownika dydaktycznego WUM - ponad 10 lat uzależnienia

                "Palić zaczęłam na studiach, bo wydawało mi się to fajne. Koleżanki i studenci wyglądali z papierosem tak dorośle - inaczej, a poza tym, nie ukrywajmy - "przy dymku" zawsze toczyły się najciekawsze rozmowy. Swoją pierwszą paczkę kupiłam na drugim roku. Początkowo ukrywałam się przed rodziną, bo mimo, że byłam dorosła, to wiedziałam, że nie będą akceptować mojego nałogu. Najczęściej paliłam ze znajomymi, przy piwie czy winie, a wtedy zatracałam się i nie liczyłam ile wypalam, ale sądzę, że w trakcie jednego spotkania mogłam wypalić nawet 20 papierosów. I mimo, że następnego dnia miałam za każdym razem okropny ból głowy i "kapcia" w ustach, to jednak nie umiałam przestać. Do tego dochodziły papierosy w tygodniu - 2-3 dziennie. I zawsze w podobnych sytuacjach: koleżanki mówiły "chodź na fajka" - no i szłam. Nigdy nie czułam się przymuszona, sprawiało mi to przyjemność.
Po kilku latach okazało się, że żadne spotkanie towarzyskie nie obejdzie się bez palenia. To mnie zaniepokoiło, bo mimo, że stałam się nałogowcem, to jednak zdaję sobie sprawę ze szkodliwości nałogu...choć nie na tyle, bym poczuła się zmotywowana do rzucenia. Co mnie przekonało? Dopiero problemy ze zdrowiem, mianowicie zdiagnozowane nadciśnienie tętnicze, sprowokowało mnie do walki z nałogiem - bo papierosami wraz z tą chorobą stanowią niezłą mieszankę wybuchową. Bardzo się tego przestraszyłam.
Na początku było trudno - odmawiać papierosów bądź ich nie kupować, kiedy spotykałam się ze znajomymi. Siedząc przy stoliku w ogródku kawiarni nie wiedziałam, co zrobić z rękami - wcześniej zajęte były papierosem. Ale miałam plan - nie chciałam rzucać drastycznie, postanowiłam zrobić to małymi krokami - palić po prostu mniej lub jednego na godzinę. Po paru tygodniach takiej praktyki zauważyłam, że zaczynam sama odmawiać wyjścia na "dymką"... i tak to się wszystko potoczyło. Zaparłam się, ale pomogli mi też znajomi, którzy zrozumieli moją chęć rzucenia i nie namawiali mnie do wychodzenie na papierosa. Teraz już nie mam ochoty na palenie, a spotkania towarzyskie są wciąż tak samo miłe